Do szkoły to od skrętu na Lipie do skrętu na Rogoźnice za TIRem, później od Zaczernia do Samochodówki bodajże. Powrót to próba dogonienia 27 takim tempem ok. 35km/h, ale się nie chciało gazować 300m ile wlezie to bym może zdążył. Na zjeździe do Głogowa minął mnie PKS, zajeżdżam na Głogów jest PKS :P poczekałem 30s, kumple mnie zobaczyli i jadę na Wygodę, a międzyczasie jeden kumpel z dawnej klasy do jakiejś panny: Popatrz za tylną szybę, ten który jedzie na rowerze za nami Cię kocha czy coś w tym stylu jak drugi kumpel opowiadał. OFC z tą miłością to nie prawda, a ja panny nawet na oczy pewnie nie widziałem ale mniejsza o to. Później to pojechałem do dziadka, Kacpra lepiej ubrać, do domu, do dziadka odwieźć jedną rzecz, chwile pobawiłem się w wheelie i startowanie no i koniec jazdy na dziś. Plany jakieś są dotyczące odstawienia trochę rowera na okres zimowy i zamiast tego bieganie, może jakieś ćwiczonka też porobię, ale to się zobaczy, ogólnie to trochę nie lubię się w zimie tak ubierać itp. czasami zimno i dużo czasu na to idzie, a ochoty raczej brak. Może jak się uda pobiegać dłużej to popatrzę jak sobie wytrzymałość wyrobić, bo raczej przyśpieszenie mam, ale tak jak testowałem to 45km/h utrzymać po prostym na bezwietrznej pogodzie, tyle co opór powietrza które mijam to 2km i psychicznie chciało się odpuścić bo nogi bolały :P 1km regeneracji i jeszcze 1.5km pizda nie patrząc na nogi no i trochę też w wydolności organizmu dałem dupy :P
Muszę sobie zrobić wieczorem testa na 70-90% możliwości trasę szkoła-dom ale bez plecaka itd. jaka pójdzie średnia i czy faktycznie psychicznie będzie mi się chciało trzymać 70% możliwości non stop.
Do szkoły, od Glimaru do Rogoźnicy za TIRem, po szkole zachodzę, a tu przednia dyntka przebita, sobie myślę, tylko pompki brak :P Rower wydzieram i akurat kumpel który mieszka całkiem blisko jest, pytam się o pompkę czy ma w domu no i prowadzę rower, a On śmignął do domu na skuterze, przyjeżdżam a tu ma pompkę do tych wentylków rowerowych, które ja miałem w komunijnym rowerze, próbuję może przejściówki, próbuję pompkę rozdzierać, ani deka powietrza nie idzie, naprzeciwko jego jest sklep to wpadam i najtańsza pompka rowerowa i oglądnąć :P Patrze, pytam czy podejdzie pod preste, ew. pod przejściówkę, pokazuje, że to już ma przejściówkę schowaną(zaskoczenie, mocowanie do ramy) no to biorę, 12 zł i na polq napompować koło. Po przyjeździe ze szkoły, zamontowałem pompkę, patrze co z tą dyntką, napompowałem i do wody zobaczyć bo wolno schodziło, znalazłem dziurę, przetarłem, wyczyściłem, sięgam po klej a tu dziada nie ma chociaż powinien być niemal cały ^^, no to nic, dyntkę odstawiam i biorę nową :P Później zabawa z ludwikiem, aby opona równo doszła, przeczyszczenie szmatką napędu, smarowanie, golenie amortyzatora i przednia tarczówka ustawiona na "0" i przeczyszczona.
Do szkoły jak jechałem to zapomniałem jednego zapięcia, więc nawrót w połowie drogi do Głogowa i jak jechałem kolejny raz to widzę ogórek - kolba(8:10) więc gaz i 40km/h na Rzeszów, na tyłach co siedzieli to się odwrócili jak mnie minęli i w Głogowie na przystanku też na mnie czekali :P Tak do samochodówki i zaraz gdy autobus miał zwalniać to ja lewy pas, 60km/h i powoli wymijam autobus. Z powrotem to gdy na Warszawskiej się kończyła ścieżka rowerowa, którą zacząłem jeździć bo mi przeskakiwanie "spowalniaczy" wychodzi, No więc, koniec Warszawskiej za TIRa i tak do Zaczernia, tutaj sobie jechałem już spokojnie ;) Rudna Mała, tutaj wyjeżdża białe Lambo z Kwarc Systemu no i ja tylko patrze jak wszystkie auta się temu usuwają jak Policji, bo karetce to jeszcze więcej miejsca dają. Musiałem wstąpić do przychodni jeszcze, później do Mietka pod sklep, tutaj jeszcze odwiozłem kuzynkę rowerem do domu i po lampki i na Żwirownie - niestety coś na niej planują robić i trochę dziury :P Mam nadzieje, że ją pogłębią na jakkieś 4-5m od samego brzegu :D
Od rana to bawienie się z maluchem, przygotowując go na zlot pod względem mocy, a nie wyglądu :D Jedziemy a tu prawe tylne koło bije ^^ WTF, nawrót i wracamy do domu zmienić bo zapasówka to oczywiście jakieś chyba zepsute ^^, w domu się okazuje, że to guma w szwach puszczała, zmiana i jedziemy. Ilość osób w maluchu, mieliśmy 2-gie miejsce - 13 osób, bo 1 miejsce - 19 osób to same dzieci wiek - przedszkolny, więc nie było szans. Tor sprawnościowy i kupa piachu i problem robiło dla każdego auta dojazd tam, na początku kolejka, więc korek i mało miejsca. Przyszła moja kolej, Czarny z tyłu, siostrzeniec z tyłu, piłeczka na takim jakby talerzu jak od telewizji ustawiona no to 3.2.1 i ruszył :D Była technika, więc tylko 2x było dość ostro z wyrobieniem i mało fotografa nie uszkodziłem :P Ani razu mi piłeczka nie spadła no i czas najlepszy 53.99 podczas gdy następny po mnie to 1:11 ^^ :D Później tor bez piłeczki, tutaj także z konkurencji maluchów byłem pierwszy, ale już z wszystkimi autami przegrałem i to dość sporo, czas 57, a najlepszy 44 :P Później ustawili 8 i darł każdy jak chciał to też się przejechałem i dopiero wtedy zauważyłem, że auto się ładnie zachowuje na półgazie, a nie na niemal całym :P Gdybym wtedy mógł powtórzyć tą konkurencję to wątpię, że bym 44s przebił, ale może bym się chociaż zbliżył do tego czasu :P Wygrana w tej konkurencji należała do BMW, szło pięknie ale kierowca mógł trochę lepiej pojechać, choć i tak miał duże umiejętności skoro tak ładnie pojechał na niemal całym gazie. Jeden typek dawał prawie cały gaz i prędkość korygował sprzęgłem, to też trochę śmierdziało, ale sprzęgło chyba nie poszło :P
Wygrana to 5 L Wino wytrawne i 18 śrubokrętów ;) Co prawda to jest blog rowerowy no ale zrobiłem z niego i tak już niemal ogólny...
Jedno ze zdjęć, jak coś jeszcze dostanę to wrzucę pewnie tutaj, filmik moim aparatem i niestety robiła to przypadkowa osoba i ustawiła niestety rozdzielczość 160, a max aparatu to 640 no i wyszedł taki nieciekawy ten filmik.
Paweł napisał do mnie o 9 z hakiem, kiedy ja ledwo z łóżka wstałem. O 12:10-20 byłem u Masakry bo tam obecnie siedział. Do Rzeszowa był niestety wiatr w plecy, później do biedronki i jedziemy, trasy nie opiszę bo nie wiem w sumie gdzie byliśmy :D Pojechaliśmy do tego lasu, co kiedyś pokonywałem wszystkie największe kałuże, tak dziś tam było sucho i omijałem nawet maluśkie błotko, w lesie było fajnie bo z górki dość, a jak nie to lekko tylko trzeba było pedałować, później gdzieś na wyciąg narciarski w Babicy ? chwile go forsowałem na 1/1, ale w końcu koło zaczęło się ślizgać, a już prawidłowy wyciąg to pokonaliśmy pieszo z rowerami, na górze jeszcze fotka i jedziemy, zjazd asfaltowy to trochę żwiru i trzeba było ostro hamować czasami. Chyba przed tym wyciągiem jechałem z górki i na końcu kiedy licznik wskazywał po 70km/h zaczynał się żwir to hamulce do 40km/h zaraz pusto to znowu i tak co chwile, na samym dole na b. krótkiej odległości z 50km/h do 0 i aż czułem, że tarcze przegrzałem ^^ bo nacisnąłem mocno klamkę a to nie zamierzało mnie podnieść, schylam się a tu dymek leci... Później po wyciągu bodajże na Ruiny jakiegoś zamku, szkoda, że tych ruin nie było coś widać i na takim jednym b. ostrym zjeździe, że rower mi musiał pomagać hamulcami abym nie poleciał w dół Kundello zgubił komórkę, a my jedziemy dalej bo jeszcze o tym nie wiemy, gdzieś tam my pojechali i chyba gdzieś w Niechobrzu obok krzyża Milenijnego skapnął się, że komórki nie ma, powrót do tamtego miejsca dużo szybszy, dzwonię i Kundello komórkę znalazł, no to jedziemy tym razem najkrótszą drogą i dużo więcej asfaltu. Ogólnie to dość pomieszałem tą wycieczkę, zdjęcia Kundello robił pożyczonym aparatem siostry, może później jakbym dostał zdjęcie to coś dodam, chyba, że Kundello da wszystkie na swojego bloga :D Ja tymczasem spadam po malucha bo dzisiaj jadę na zlot maluchów i biorę udział w konkurencjach tor sprawnościowy i ilość osób w maluchu(nie wiem czy squad będę miał ale :D) Acha od Warszawskiej zamulałem na rowerku i bez trzymania po ścieżce rowerowej 23km/h, patrze mija mnie MPK "7" no to olewam, zaraz "27" i olał przystanek, ale chwila, hamuje zaraz za przystankiem no to but i pod MPK i tak jechałem aż do skrętu na osiedle, dużo ludzi śmiało z tego ;) Ostatnia dziewczyna, która wysiadała w Głogowie, powiedziała "Ale wariat". MPK dał w dupę na początku, jeszcze Vmax zrobiony za MPK, chyba najlepszy MPK za którym dotychczas jechałem i najgorszy kierowca MPKa za którym jechałem.
Do szkoły o 6:05, za wcześno zajechałem, a jechało się bardzo fajnie, aż szkoda było do szkoły skręcać. Powrót to oczywiście od samochodówki za 27 do skrętu na Niwe i powolusiu do domu, później malowałem drzwi od garażu pistoletem(1x w życiu) no i chwila kompa i pisanie z kumplem, później na trening piłki nożnej zapytać się o trenera o zlotmaluchów.pl bo jest organizatorem no i do domu z Cinqiem powoli bo dostali na treningu w dupe.
Do szkoły bym zaspał ale się nie dałem, 6:50 pobudka, 7:12 na rowerze :D Rogoźnica, złapałem ciężarówkę no to pieczemy, bez śniadania organizm nie dawał rady to od Zaczernia po rozpędzeniu do 70km/h złapałem się burty i ubezpieczyłem na wypadek hamowania, w sumie wtedy dziwne miałem myśli, że teraz to już przeginam tak robiąc, to tylko zaraz po tym jak już niepewność co do tego czy jest czysta droga(bez aut) to się puściłem i o własnych siłach, Warszawska to wymijanie aut(dalej za ciężarówką) później się odczepiłem i musiałem sobie odsapnąć powoli jadąc po ścieżce rowerowej. Rzeszów powolutku, powrót to na wstępnie wybuch śmiechem bo kumplowi zamknęli szatnie(kilka rowerów w niej stoi) i akurat ktoś ją zamknął <haha> no i musiał szukać typa po szkole, a kumple na niego czekali, jak się mnie pytali gdzie On jest to też zaraz jebnęli śmiechem... Z placu śreniawitów startowałem pierszy na światłach to poszło do 50km/h bez tunelu i Cieplińskiego już spokojniej(30-35km/h), Skrzyżowanie kogoś tam(obok cipy) to kumple mnie zawołali, którzy się spoźnili na autobus a ja go przegoniłem przez całą Warszaską, dopiero na przystanku obok Atlantydy zahamowałem ruch żeby MPka wpuścić i jakiś matoł chciał mnie ominąć bo jakoś MPK nie chciał startować nie wiem czy to takie dziwne jak rowerzysta zatrzymuje się na środku drogi żeby MPK wpuścić i mieć tunel :D Tak do Niwy, później do biedronki, znowu przewalenie kasy no i do domu powolutku (15km/h) po chodnikach, wcinając jakieś wyjebiste herbatniki z 12% masłem, też się cenią bo 3 zł.
Przeważnie asflalt, teren lubię ale w miarę suchy, za to błoto uwielbiam tylko jak jestem uwalony na całego, nienawidzę jak mam przejechać po błocie tylko kilkadziesiąt metrów=stracony czas na mycie roweru.