Paweł napisał do mnie o 9 z hakiem, kiedy ja ledwo z łóżka wstałem. O 12:10-20 byłem u Masakry bo tam obecnie siedział. Do Rzeszowa był niestety wiatr w plecy, później do biedronki i jedziemy, trasy nie opiszę bo nie wiem w sumie gdzie byliśmy :D Pojechaliśmy do tego lasu, co kiedyś pokonywałem wszystkie największe kałuże, tak dziś tam było sucho i omijałem nawet maluśkie błotko, w lesie było fajnie bo z górki dość, a jak nie to lekko tylko trzeba było pedałować, później gdzieś na wyciąg narciarski w Babicy ? chwile go forsowałem na 1/1, ale w końcu koło zaczęło się ślizgać, a już prawidłowy wyciąg to pokonaliśmy pieszo z rowerami, na górze jeszcze fotka i jedziemy, zjazd asfaltowy to trochę żwiru i trzeba było ostro hamować czasami. Chyba przed tym wyciągiem jechałem z górki i na końcu kiedy licznik wskazywał po 70km/h zaczynał się żwir to hamulce do 40km/h zaraz pusto to znowu i tak co chwile, na samym dole na b. krótkiej odległości z 50km/h do 0 i aż czułem, że tarcze przegrzałem ^^ bo nacisnąłem mocno klamkę a to nie zamierzało mnie podnieść, schylam się a tu dymek leci... Później po wyciągu bodajże na Ruiny jakiegoś zamku, szkoda, że tych ruin nie było coś widać i na takim jednym b. ostrym zjeździe, że rower mi musiał pomagać hamulcami abym nie poleciał w dół Kundello zgubił komórkę, a my jedziemy dalej bo jeszcze o tym nie wiemy, gdzieś tam my pojechali i chyba gdzieś w Niechobrzu obok krzyża Milenijnego skapnął się, że komórki nie ma, powrót do tamtego miejsca dużo szybszy, dzwonię i Kundello komórkę znalazł, no to jedziemy tym razem najkrótszą drogą i dużo więcej asfaltu. Ogólnie to dość pomieszałem tą wycieczkę, zdjęcia Kundello robił pożyczonym aparatem siostry, może później jakbym dostał zdjęcie to coś dodam, chyba, że Kundello da wszystkie na swojego bloga :D Ja tymczasem spadam po malucha bo dzisiaj jadę na zlot maluchów i biorę udział w konkurencjach tor sprawnościowy i ilość osób w maluchu(nie wiem czy squad będę miał ale :D) Acha od Warszawskiej zamulałem na rowerku i bez trzymania po ścieżce rowerowej 23km/h, patrze mija mnie MPK "7" no to olewam, zaraz "27" i olał przystanek, ale chwila, hamuje zaraz za przystankiem no to but i pod MPK i tak jechałem aż do skrętu na osiedle, dużo ludzi śmiało z tego ;) Ostatnia dziewczyna, która wysiadała w Głogowie, powiedziała "Ale wariat". MPK dał w dupę na początku, jeszcze Vmax zrobiony za MPK, chyba najlepszy MPK za którym dotychczas jechałem i najgorszy kierowca MPKa za którym jechałem.
Do szkoły o 6:05, za wcześno zajechałem, a jechało się bardzo fajnie, aż szkoda było do szkoły skręcać. Powrót to oczywiście od samochodówki za 27 do skrętu na Niwe i powolusiu do domu, później malowałem drzwi od garażu pistoletem(1x w życiu) no i chwila kompa i pisanie z kumplem, później na trening piłki nożnej zapytać się o trenera o zlotmaluchów.pl bo jest organizatorem no i do domu z Cinqiem powoli bo dostali na treningu w dupe.
Do szkoły bym zaspał ale się nie dałem, 6:50 pobudka, 7:12 na rowerze :D Rogoźnica, złapałem ciężarówkę no to pieczemy, bez śniadania organizm nie dawał rady to od Zaczernia po rozpędzeniu do 70km/h złapałem się burty i ubezpieczyłem na wypadek hamowania, w sumie wtedy dziwne miałem myśli, że teraz to już przeginam tak robiąc, to tylko zaraz po tym jak już niepewność co do tego czy jest czysta droga(bez aut) to się puściłem i o własnych siłach, Warszawska to wymijanie aut(dalej za ciężarówką) później się odczepiłem i musiałem sobie odsapnąć powoli jadąc po ścieżce rowerowej. Rzeszów powolutku, powrót to na wstępnie wybuch śmiechem bo kumplowi zamknęli szatnie(kilka rowerów w niej stoi) i akurat ktoś ją zamknął <haha> no i musiał szukać typa po szkole, a kumple na niego czekali, jak się mnie pytali gdzie On jest to też zaraz jebnęli śmiechem... Z placu śreniawitów startowałem pierszy na światłach to poszło do 50km/h bez tunelu i Cieplińskiego już spokojniej(30-35km/h), Skrzyżowanie kogoś tam(obok cipy) to kumple mnie zawołali, którzy się spoźnili na autobus a ja go przegoniłem przez całą Warszaską, dopiero na przystanku obok Atlantydy zahamowałem ruch żeby MPka wpuścić i jakiś matoł chciał mnie ominąć bo jakoś MPK nie chciał startować nie wiem czy to takie dziwne jak rowerzysta zatrzymuje się na środku drogi żeby MPK wpuścić i mieć tunel :D Tak do Niwy, później do biedronki, znowu przewalenie kasy no i do domu powolutku (15km/h) po chodnikach, wcinając jakieś wyjebiste herbatniki z 12% masłem, też się cenią bo 3 zł.
Karcherem w przednią oponę i byle do 150km/h na liczniku, te dane nabite na karcherze nie są brane pod uwagę :P Jak koło się rozpędziło do takiej prędkości to się darło strasznie, szkoda, że opony na wyrzucenie nie miałem bo byśmy zobaczyli jak popali :D Albo rower stary i rozpędzić tyle i puścić na ziemie ile poleci w przód, wiem, że głupie zabawy no ale taki już jestem i czasami lubi się człowiek wrócić do czasów podstawówki. Później tylne koło i do tyłu, przełożenie było lekkie, jaki młynek rozkręciło to... aż łańcuch spadł :D
Do szkoły fajnie się jechało, zimno było przez niecalą połowę trasy ale ogólnie w szkole nawet nie byłem spocony na plecach. Powrót to przez Cieplińskiego z prędkością 50km/h bez tunelu, zdziwiłem się w sumie, że tak szybko się pozbierałem i patrze na licznik, a tutaj już 47km/h. Na warszawskiej zjeba od jakiejś starej babki, podjechała przede mną i coś tam mówiła zarazem skręcając na krawężnik, ostatecznie brakowało jej ok. 5cm i by przytarła kołami, no a ja oczywiście ścieżką raczej nie będę jeździł jak zamontowali tam takie spowalniacze, bo już chyba wolałem dziurami jak mieć progi po kilka cm przed następną ścieżką. Później z Mietkiem na Żwirownie "poradzić" wskoczyć sobie do wody, ja zaraz uciekłem bo nogi mroziło, później do kumpla na Rogoźnicę, ażeby mi pokazał jedną rzecz, też chwilę pogadaliśmy i zobaczyłem kolarza(zapier**** strasznie), uciekł mi na ok. 100m a jechał 40+ to do spodu i gonię, ciężko było momentami, nogi to miał chyba najlepiej umięśnione z tych ludzi co widziałem na własne oczy, aż nie wiem czy nie za bardzo, ew. ma jakąś niedowagę, tak ciągnąłem za nim przez całą obwodnicę choć miałem odpuścić, ale organizm się przyzwyczaił i szło całkiem nieźle na tyle. No a teraz właśnie się zbieram na kolejny dzień w szkole, szkoda tylko, że dzisiaj mam 2h dłużej :/
Za Kacprem, z Kacprem, do lasku powoli i wieczorem 35km/h+ czy to podjazd czy zjazd 35km/h nie zeszło ani razu z licznika, jedynie w Głogowie na wyjeździe z podporządkowanej bo musiałem dość mocno zwolnić żeby przypadkiem się nie okazało, że auto jedzie a ja nie wyhamuję. Głogów>Zabajka>Wola Cicha>Lipie>Rogoźnica>pętelka na obok terenów inwestycyjnych>Lipie>Wola Cicha>Zabajka>Dom
Nie mogłem znaleźć rano licznika, gadałem chwile z kumplami na przystanku i nadjeżdża autobus no to mówię "na mnie czas" i pojechałem sobie do Rzeszowa, Warszawska, pół autobusy zwołali żeby mnie zobaczyć... Powrót już spokojny po za jednym niemiłym Panem. Wiadukt Tarnobrzeski a Marszałkowska, Czekam sobie na zielone światło i z tyłu tekst "Nie masz *urwa ścieżki rowerowej" odwracam się patrze na rejestracje i na "Pana", 3s namysłu czy iść na pogawędkę i odwracam się ponownie. 1. Nie ma tutaj jeszcze ścieżki rowerowej, 2. Przeszkadza Panu coś, że sobie tędy jadę jak i tak nie spowalniam ruchu. 3. Jakbyście włączali kierunkowskazy albo przepuszczali pieszych i rowerzystów na przejściu jak zjeżdżacie z ronda to bym jeździł w tym miejscu ścieżką. Kierowcy ciśnienie podniosłem i się zdziwiłem, że się wyrobiłem w czasie bo dla mnie to się wydawało dlugooo, no i jakoś tak ciężko było mi uwierzyć, że to gadam bo przeważnie powiem "zamknij się" i olewam co sobie tam pluje.
Przeważnie asflalt, teren lubię ale w miarę suchy, za to błoto uwielbiam tylko jak jestem uwalony na całego, nienawidzę jak mam przejechać po błocie tylko kilkadziesiąt metrów=stracony czas na mycie roweru.