W dzień nie chciało mi się jechać w takim gorącu, choć powstał plan wyjazdu na Wilczą w celu kąpieli, jednak Mirek nie chciał, więc sobie pojechaliśmy na lody z automatu i później pojechałem się przejechać. Trasa:
Nie zabrałem przedniej lampki, czego później trochę żałowałem.
Do lasu, Mietek, Sklep, Budy na ognisko i nocka. Powrót o 5:30 i mina mamuśki jak mi otwiera o tej godzinie. Mam powalony zamek w drzwiach i tylko jednym kluczem można otwierać, ale to się niedługo zmieni bo już powoli domowników trafia jak wracam ok. północy i wypisuje po 2 smsy a jak nie to dzwonie. A wracam jak nie z rowera to z % :P HAHA mamuśka mówi, żebym się ograniczył bo będę alkoholikiem, więc następny raz sobie odpuszczę %.
Spotkałem kumpla z którym chodziłem do klasy w gimnazjum, Quadem tam przyjechał i po 5 wstał, jak zapi***** tym quadem ostro po tamtych piachach, miałbym gorsze ciuchy i okulary to bym z nim pojeździł(ja rowerem). Pojemność oceniam na 250 lub jeszcze ciut mocniejsze bo ładował się gdzie trudniej a to ani myślało się zatrzymywać.
Najwyższy czas zrobić w tym miesiącu swoje postanowienie czyli 1500km i 300km w dzień. Niedługo nad Solinę z "kulegą" tylko nogi zregeneruje, On jakoś trochę śmiesznie jeździ, czasami ma bieg "Economy" 25km/h, a zaraz pójdzie na przód i włączy "Sport" i ciągnie 35km/h. Ja tam na szczęście przeważnie do rana nogi wykuruję nawet po najgorszych męczarniach :P
Żwirownia z składzie pełnym oprócz Mietka bo siedział u swojej "Pani". Cineq, Kicaj, Boniek, Ryta Chwile wyrzucania, wygłupów, pływania i "lookania" bo było na co patrzeć :P Później z Mirkiem i Kamilem chcieliśmy popatrzeć na niemal legalne wyścigi, ale niestety kiepska organizacja(nic na 100% i nie wiadomo która godzina), rodzice ciągle wydzwaniali do nich to Mirek pojechał po pizzy, ja z Kamilem jeszcze tam pojechałem ale nic nie było po za paroma autami, które też oczekiwały tego co my. Powrót do domu.
Z Mietkiem na Lipie, nasze miejsce zajęte, więc go wydarłem na przeciwko gdzie jest nie tylko zakaz kąpielu ale i także zakaz wjazdu. 3 psy uwiązane, to nic jedziemy :) Mi idzie gładko, Mietek cieniutkie oponki to ciężko mu idzie, zaraz się odwracam a tu 4 psy z czego jeden duży. Bania co robić, uciekać czy pomóc Mietkowi i szanse na to, że jeszcze przypadkiem mu drogę zablokuje, zwolniłem i tylko obserwowałem sytuację ale psy odpuściły. Mietek przestraszony a nad moją głową jakiś ptak skrzeczy ^^ W ciągu 3min było ich już ok. 10-15, a 3-4 krążyły nad naszymi głowami(30-40m dalej gniazdo ich). Mietek mówi wracamy, ta sama droga, jak tylko zobaczyłem psy to spód po piachach, 30-40km/h a piaskiem spod kół rzuca strasznie... Mietka znowu psy straszą ale żaden nie podbiega na tyle blisko aby go ugryźć i psy odpuszczają. Przejazd skrótami na Budy, parę skoków, krótkie pływanie i do domu. Chwile w domu czasu na przebranie i na pizze z Mirkiem.
Żwirownia w składzie: Mietek, Cineq, Kicaj. Ustawiony miałem opis o chęci jazdy na bike, "kulega" dzwonił czy już pojechałem czy dopiero jadę, 20:40 to gdzieś był wyjazd. Kłapówka, asfalt kiepski, werynia także miejscami tragedia, tak to tak źle nie było. Trasa:
Chciałem się odpryskać i zachciało mi się tak jakoś 5m od rowera, idę idę bach :D i leże w rowie, ujebany błotem i poparzony przez pokrzywy. Do Tesco musieliśmy zdążyć przed północą, bo "kulega" miał sprawę.
Początkowo mieliśmy jechać na Lipie, ale ja 1h wcześniej brałem prysznic, plany się zmieniły na Budy, a ja chciałem jeszcze chwile na rower, więc nie pojechałem z nimi i pojechałem się "bryknąć". Przewrotne: Spotkałem Rytę i Goche(jego dziewczyna). Pogwizdów stary: ten mniejszy kombajn(2m koszenia) kosił zboże?, nie chciałem wyłączać TrekBuddy, żeby fotke zrobił, a nie miałem cyfrówki i zaraz dalej Jechał już kombajn Bizon(4m). Za Raniżowem gadałem z jakąś Panią, która jechała na wozie, który ciągnął traktor. ok. Dzikowca, był dość niezły podjazd i jakiś chłopok jeździł WSK, wjeżdżał za mną tą WSK to na samym końcu ledwo mu to szło :D Gdybym chciał to bym prawdopodobnie szybciej wyjechał od dołu na górę niż ta jego WSK. Widełka: 20-30 luda i zabawa w puszczanie rowerka bez kierowcy, muszę przyznać, że albo konstrukcja roweru na to nastawiona(opór kierownicy itp.) albo umiejętności jednego były już niezłe bo rower jechał ok. 30m albo więcej. Trasa:
Żwirownia powrót, z reguły taką trasą jeździmy. http://www.everytrail.com/view_trip.php?trip_id=290664 Jazda: Mirek oczywiście skuterem, a ja z reguły za nim. http://www.everytrail.com/view_trip.php?trip_id=290650
Miało być krótko i szybko, zrobiło się wolno i długo ;) Pożyczyłem GPSa i zapisywałem trasę w TrekBuddy, szkoda, że nie mogę tego programu minimalizować :/ Nie wiem czemu dopiero zachciało mu się łapać sygnał na Zabajce ;/
Przeważnie asflalt, teren lubię ale w miarę suchy, za to błoto uwielbiam tylko jak jestem uwalony na całego, nienawidzę jak mam przejechać po błocie tylko kilkadziesiąt metrów=stracony czas na mycie roweru.