Karcherem w przednią oponę i byle do 150km/h na liczniku, te dane nabite na karcherze nie są brane pod uwagę :P Jak koło się rozpędziło do takiej prędkości to się darło strasznie, szkoda, że opony na wyrzucenie nie miałem bo byśmy zobaczyli jak popali :D Albo rower stary i rozpędzić tyle i puścić na ziemie ile poleci w przód, wiem, że głupie zabawy no ale taki już jestem i czasami lubi się człowiek wrócić do czasów podstawówki. Później tylne koło i do tyłu, przełożenie było lekkie, jaki młynek rozkręciło to... aż łańcuch spadł :D
Do szkoły fajnie się jechało, zimno było przez niecalą połowę trasy ale ogólnie w szkole nawet nie byłem spocony na plecach. Powrót to przez Cieplińskiego z prędkością 50km/h bez tunelu, zdziwiłem się w sumie, że tak szybko się pozbierałem i patrze na licznik, a tutaj już 47km/h. Na warszawskiej zjeba od jakiejś starej babki, podjechała przede mną i coś tam mówiła zarazem skręcając na krawężnik, ostatecznie brakowało jej ok. 5cm i by przytarła kołami, no a ja oczywiście ścieżką raczej nie będę jeździł jak zamontowali tam takie spowalniacze, bo już chyba wolałem dziurami jak mieć progi po kilka cm przed następną ścieżką. Później z Mietkiem na Żwirownie "poradzić" wskoczyć sobie do wody, ja zaraz uciekłem bo nogi mroziło, później do kumpla na Rogoźnicę, ażeby mi pokazał jedną rzecz, też chwilę pogadaliśmy i zobaczyłem kolarza(zapier**** strasznie), uciekł mi na ok. 100m a jechał 40+ to do spodu i gonię, ciężko było momentami, nogi to miał chyba najlepiej umięśnione z tych ludzi co widziałem na własne oczy, aż nie wiem czy nie za bardzo, ew. ma jakąś niedowagę, tak ciągnąłem za nim przez całą obwodnicę choć miałem odpuścić, ale organizm się przyzwyczaił i szło całkiem nieźle na tyle. No a teraz właśnie się zbieram na kolejny dzień w szkole, szkoda tylko, że dzisiaj mam 2h dłużej :/
Za Kacprem, z Kacprem, do lasku powoli i wieczorem 35km/h+ czy to podjazd czy zjazd 35km/h nie zeszło ani razu z licznika, jedynie w Głogowie na wyjeździe z podporządkowanej bo musiałem dość mocno zwolnić żeby przypadkiem się nie okazało, że auto jedzie a ja nie wyhamuję. Głogów>Zabajka>Wola Cicha>Lipie>Rogoźnica>pętelka na obok terenów inwestycyjnych>Lipie>Wola Cicha>Zabajka>Dom
Nie mogłem znaleźć rano licznika, gadałem chwile z kumplami na przystanku i nadjeżdża autobus no to mówię "na mnie czas" i pojechałem sobie do Rzeszowa, Warszawska, pół autobusy zwołali żeby mnie zobaczyć... Powrót już spokojny po za jednym niemiłym Panem. Wiadukt Tarnobrzeski a Marszałkowska, Czekam sobie na zielone światło i z tyłu tekst "Nie masz *urwa ścieżki rowerowej" odwracam się patrze na rejestracje i na "Pana", 3s namysłu czy iść na pogawędkę i odwracam się ponownie. 1. Nie ma tutaj jeszcze ścieżki rowerowej, 2. Przeszkadza Panu coś, że sobie tędy jadę jak i tak nie spowalniam ruchu. 3. Jakbyście włączali kierunkowskazy albo przepuszczali pieszych i rowerzystów na przejściu jak zjeżdżacie z ronda to bym jeździł w tym miejscu ścieżką. Kierowcy ciśnienie podniosłem i się zdziwiłem, że się wyrobiłem w czasie bo dla mnie to się wydawało dlugooo, no i jakoś tak ciężko było mi uwierzyć, że to gadam bo przeważnie powiem "zamknij się" i olewam co sobie tam pluje.
1x rower zostawiłem w szkole :P Jedną szatnię pozwoliłem sobie wziąć na wyłączność ^^ Rower przypiąłem jednym zapięciem do grubej rury i jeszcze drzwi drugą ^^ Niektórzy poprzypinali w innych szatniach rowery do siatek...
Do myszki, na ścieżkę rowerową obok Wisłoka, chwile obok parkingu Podpromia. Na pizze do Gusto(obok Głogowa) i do Biedronki. Byle do 70km/h za MPK i odpuściłem bo Mietek nie dał rady, a nie ma sensu się wysilać jak i tak bym czekał na Mietka.
Wracając do Biedronki przed Głogowem(Niwa). O 6 wyjazd ^^ zimno dość było. Powrót, chwileczkę za autobusem bo nie chciało mi się za nim gnać i strasznie dymił, raz za takim dymiącym od Rzeszowa do Głogowa to aż miałem twarz przyciemnioną, więc takie przejazdy sobie odpuszczam.
Przeważnie asflalt, teren lubię ale w miarę suchy, za to błoto uwielbiam tylko jak jestem uwalony na całego, nienawidzę jak mam przejechać po błocie tylko kilkadziesiąt metrów=stracony czas na mycie roweru.