3x do sklepu i na małą traskę. Na obwodnice(chciałem jechać na Rzeszów za PKSem ale zgubiłem na chwilę zakrętkę od wody i nie udało się wsiąść jak jechał bo gaz do spodu naciskał>Zacinki>Przed szkołą na Budach mijała mnie załadowana ciężarówka(50km/h) ja 20 i przyśpieszam, ok. 35km/h jak mnie mija i doganiam no to jadę na Głogów, przed Głogowem skręciła>Zabajka>Wola>Lipie>Rogoźnica>czekam na MPK i trenuję wheelie i coś jak łezka na zawodach(tor przeszkód, koło o promieniu 1m i zrób zwrot o 180 stopni>później nadjeżdża MPK to wracam do domu i za MPKiem do skrętu na OS. Słoneczne.
O 6 pobudka, jedzonko i cały talerz makaronu, wrzuciłem sobie jogobelle dużą brzoskwiniową, pod koniec to już zęby nie chciały się unosić ^^ A najedzony byłem tak średnio, jedynie apetyt zmalał do minimum. 1. Za Rzeszowem pierwszy przystanek, buła no i trochę soku. 2. Niebylec, 2 kanapki i sok do końca, podjazd i zaraz zjazd 9%, Niestety 80km/h nie udało się przekroczyć... Auta jechały ok. 60km/h a ja ich mijam bez pedałowania :D Za Brzozowem nas jakiś kolarz mijał, utrzymaliśmy się za nim choć momentami było ciężko, chwile pogadaliśmy też i na jakimś rondzie się rozstaliśmy. 3. Nie pamiętam czy stawaliśmy, ale chyba nie aż do stacji gdzieś tam ^^ FOTO 4. Solina, iść z rowerami przez zaporę bo ludzi jak mrówek :/ Jechaliśmy po terenie czasami aż ekstremalnym, szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia jednego urwiska gdzie ledwo szło się utrzymać a skarpa chyba 3m na kamienie ^^ Kapięl, "kulega" wchodził powoli, a ja poszedłem na "molo" o długości 2m, głębokość sprawdzona przez innych co tam skakali, więc od razu na główkę, uczucie, że woda nawet ciepła ale jak próbowałem wchodzić powoli to lodowata... 5. Powrót, plażą z kamieni zrobiona ^^ ja ciągle na rowerze "kulega" trochę szedł, trochę jechał, później po schodach na górę i czas na powrót do domu. Ciężko się było rozkręcić po takim postoju. 6. Pierwszy dłuższy postój przy powrocie - Brzozów, ktoś jakoś dziwnie woła i nie widziałem kto, a tu 5m za mną w aucie "kolarz" z którym wcześniej chwilę jechaliśmy, chwilę znowu pogadaliśmy i pojechał z trunkami. My Jedzenie, picie i w drogę, wyjeżdżając czułem się jak bym z domu dopiero co wyjechał. Postoju już dłuższego nie było, po za paroma na odpryskanie no i też ubranie dodatkowych ubrań na siebie.
Do Rzeszowa PKSem, "kulega" rowerem darł, do NSB po rower, luzów nie ma, amorek chodzi świetnie. 40 zł za tę usługę, spotkanie z "kulegą" pod Wielką i powrót do domu. No i później jazda, GPS mnie denerwował bo mu coś nie pasowało(albo sygnał, albo coś z komunikacją BT) to go wyłączyłem. Trasa: Styków>Widełka>Kolba>Sędziszów>kierunek Krk>obwodnica>w kierunku Rzeszowa>obwodnica Rzeszowa od Krakowskiej do Ronda Pobitno>Wiadukt Tarnobrzeski>Warszawska>Dom. Wersja sport w wykonaniu "kulegi" od Sędziszowa do Świlczy, z tyłu się czasami trudno jechało. Na obwodnicy w Sędziszowie, Ukrainiec TIRem śmigał i to równo, wziął taki łuk, aby nas ominąć, że myślałem, iż przejedzie się po tych wszystkich ostrzeżeniach o skręcie, ale jakoś udało mu się tego uniknąć.
Sklep, Do "kulegi", miało być południe a poszła północ. Diagnostyka roweru, dalej coś strzela, zamiana pedał? Dalej strzela :/ Poręby Wolskie czy coś takiego, Dzieweczka wiek ok: 14 lat, Prowadzi Ukrainę, mijamy, "kulega" pomagamy ? moja odpowiedź to była chyba: a no można, hamulce, nawrót "kulega":Może pomóc, dzieweczka: "Może" ^^ Raz, dwa, mała moja pomoc w postaci trzymania rowerka w górze, łańcuch pospadał i się trochę wciął, nałożenie, oczywiście jak to bywa mało naciągnięty, poszła rada, aby jej ktoś tylne koło bardziej w tył przesunął i jedziemy dalej. Po terenie czasami prędkość 30+ i po dołach, poszła tylna dętka "kuledze". Od Kamienia siedliśmy chyba chwilę na PKSa, później w Sokołowie ja siadłem, kolega pojechał dalej, mijamy go(PKS i JA mijaliśmy "kulege"), udało mu się podłączyć, ciągnęliśmy tak chwilę, na którymś podjeździe ja odpadłem choć może bym i się utrzymał, "kulega" darł dalej, zjazd, przystanek, On odpuszcza a ja czekam na PKSa :P I powtórka, tylko, że tym razem kierowca na 80% nie jechał szybko obok niego i bez problemu jechaliśmy nadal we dwóch. Tak jeszcze chwile i na końcu zjazdu, kierowca do spodu i nas zgubił. Zapomniałem migotek, więc jechałem z przodu, większa połowa trasy obok siebie. Brakuje jedynie 6.5km w tym miesiącu aby wyjść 50km/dzień i przynajmniej 50km/dzień postaram się zrobić. Jutro od 9-10 w Rzeszowie, zostawiam rower w NSB i przegląd amorka i likwidacja luzów na sterach, a ja pewnie sobie będę chodził za książkami, szkoda, tylko, że ma padać i będę chodził sam. Trasa:
W dzień nie chciało mi się jechać w takim gorącu, choć powstał plan wyjazdu na Wilczą w celu kąpieli, jednak Mirek nie chciał, więc sobie pojechaliśmy na lody z automatu i później pojechałem się przejechać. Trasa:
Nie zabrałem przedniej lampki, czego później trochę żałowałem.
Żwirownia z składzie pełnym oprócz Mietka bo siedział u swojej "Pani". Cineq, Kicaj, Boniek, Ryta Chwile wyrzucania, wygłupów, pływania i "lookania" bo było na co patrzeć :P Później z Mirkiem i Kamilem chcieliśmy popatrzeć na niemal legalne wyścigi, ale niestety kiepska organizacja(nic na 100% i nie wiadomo która godzina), rodzice ciągle wydzwaniali do nich to Mirek pojechał po pizzy, ja z Kamilem jeszcze tam pojechałem ale nic nie było po za paroma autami, które też oczekiwały tego co my. Powrót do domu.
Z Mietkiem na Lipie, nasze miejsce zajęte, więc go wydarłem na przeciwko gdzie jest nie tylko zakaz kąpielu ale i także zakaz wjazdu. 3 psy uwiązane, to nic jedziemy :) Mi idzie gładko, Mietek cieniutkie oponki to ciężko mu idzie, zaraz się odwracam a tu 4 psy z czego jeden duży. Bania co robić, uciekać czy pomóc Mietkowi i szanse na to, że jeszcze przypadkiem mu drogę zablokuje, zwolniłem i tylko obserwowałem sytuację ale psy odpuściły. Mietek przestraszony a nad moją głową jakiś ptak skrzeczy ^^ W ciągu 3min było ich już ok. 10-15, a 3-4 krążyły nad naszymi głowami(30-40m dalej gniazdo ich). Mietek mówi wracamy, ta sama droga, jak tylko zobaczyłem psy to spód po piachach, 30-40km/h a piaskiem spod kół rzuca strasznie... Mietka znowu psy straszą ale żaden nie podbiega na tyle blisko aby go ugryźć i psy odpuszczają. Przejazd skrótami na Budy, parę skoków, krótkie pływanie i do domu. Chwile w domu czasu na przebranie i na pizze z Mirkiem.
Żwirownia w składzie: Mietek, Cineq, Kicaj. Ustawiony miałem opis o chęci jazdy na bike, "kulega" dzwonił czy już pojechałem czy dopiero jadę, 20:40 to gdzieś był wyjazd. Kłapówka, asfalt kiepski, werynia także miejscami tragedia, tak to tak źle nie było. Trasa:
Chciałem się odpryskać i zachciało mi się tak jakoś 5m od rowera, idę idę bach :D i leże w rowie, ujebany błotem i poparzony przez pokrzywy. Do Tesco musieliśmy zdążyć przed północą, bo "kulega" miał sprawę.
Początkowo mieliśmy jechać na Lipie, ale ja 1h wcześniej brałem prysznic, plany się zmieniły na Budy, a ja chciałem jeszcze chwile na rower, więc nie pojechałem z nimi i pojechałem się "bryknąć". Przewrotne: Spotkałem Rytę i Goche(jego dziewczyna). Pogwizdów stary: ten mniejszy kombajn(2m koszenia) kosił zboże?, nie chciałem wyłączać TrekBuddy, żeby fotke zrobił, a nie miałem cyfrówki i zaraz dalej Jechał już kombajn Bizon(4m). Za Raniżowem gadałem z jakąś Panią, która jechała na wozie, który ciągnął traktor. ok. Dzikowca, był dość niezły podjazd i jakiś chłopok jeździł WSK, wjeżdżał za mną tą WSK to na samym końcu ledwo mu to szło :D Gdybym chciał to bym prawdopodobnie szybciej wyjechał od dołu na górę niż ta jego WSK. Widełka: 20-30 luda i zabawa w puszczanie rowerka bez kierowcy, muszę przyznać, że albo konstrukcja roweru na to nastawiona(opór kierownicy itp.) albo umiejętności jednego były już niezłe bo rower jechał ok. 30m albo więcej. Trasa:
Przeważnie asflalt, teren lubię ale w miarę suchy, za to błoto uwielbiam tylko jak jestem uwalony na całego, nienawidzę jak mam przejechać po błocie tylko kilkadziesiąt metrów=stracony czas na mycie roweru.