Z Mietkiem, były remonty i był odcięty chwilowo gaz, a teraz boiler nie chcę się włączyć i nie chciało mi się w zimnej wodzie kąpać, a musiałem i tak do kuzyna skoczyć, więc wydarłem Mietka na Lipie :P
Nici z wyjazdu z powodu pogody, 3:50 wstaję, o 5 jednak nie jedziemy, o 8 padłem, wstałem ok. 10 - 10:30, Kundello się dobijał czy teraz gdzieś krócej nie jedziemy. Na gg popisaliśmy, Kumpla zabrałem i wyjechaliśmy 12:20 na Rzeszów, Nas skrzyżowaniu spotkaliśmy Kundello i pojechaliśmy. W Chmielniku zaczął padać deszcz. Gdzieś(nie wiem gdzie) wjechaliśmy do lasu, gdzie było mnóstwo błota, Paweł(Kundello) mówił, że będzie ok 1km, ale po jakichś 500m mi jak zwykle odwaliło i darłem gdzie więcej błota :P Parę x udało mi się zanurzyć aż po kasetę ^^ i tylko raz z tego wyjechałem, tak to musiałem schodzić i wyciągać mojego rumaka. Wracając zaliczyłem większość kałuż(kąpiel, bo błoto śmierdziało), na Hetmańskiej obok ZSM jest pompa z wodą to się tam "umyłem" [czyt. Głowa, nogi i co się dało] także tam nadepnąłem sobie na okulary i poszło szkiełko, to je wyrzuciłem. Przebrałem koszulkę i na 3-go zjedliśmy lody z Myszki. Kumpel dzwoni do "kulegi", że potrzebuję szofera, mówi, że za 45min będzie w domu. Ok. 5min jedliśmy jeszcze lody, później w drogę. Większość drogi jechałem na przodzie, czasami "kulega" szedł na przód, żebym zregenerował nogi, na podjeździe przed Wygodą już szło skapitulować bo średnią starałem się trzymać na poziomie 32-33km/h abym miał wysoką kadencję, ale nie zabójczą, bo na noskach trochę stopy łapią skurcze jak mam b. wysoką kadencję.
Linka do przedniej przerzutki mi się urwała i trzymała na jednej żyłce ? to jechałem na najmniejszym blacie z przodu bardzo wolno i przez jakieś 2/3 drogi mnie kumpel skuterem ciągnął.
Do kuzyna, w Głogowie złapałem PKSa to ustanowiłem Vmax: 74.1km/h w dzisiejszym dniu. Skręt na Lipie i się odłączam i do kuzyna, trochę mi tam zeszło, powrót do domu. Małe przygotowania do wyjazdu i jeszcze raz musiałem zahaczyć o kuzyna, za późno sobie troszkę wyjechałem i się spóźniłem ok. 3min :P Skład wyjazdu był: Miciu - On jechał ciągle na przodzie. Kundello Jechał także Comatose, ale niestety nie uzupełnia swojego bloga. Jedyne uwagi: Strasznie głupio mi się jechało po kamieniach i lekki podjazd, podjazdy czasami szybko pokonywane. Co do wstawienia trasy to się tymczasowo poddaje ^^ bo trochę już kombinowałem(źródło strony, różne linki) :P Jak kolega nie pomoże, co się w tym bawi to zrobię screena i wstawię i też będzie.
Na Lotos umyć rowerek Karcherem, 5zł - 5min. Niezbyt się opłacało, może i przydatne jakby rozkręcił w domu sprzęt, podjechał autem i mył części a nie cały rower, bo w 5min ciężko dokładnie umyć. Przed kierownicą lakier mi trochę zdarło :D Mirek skuter sobie mył 40s na mój koszt ^^ kiedy ja przekręcałem rower i koła na drugą stronę.
trasa Kundello mnie zbaniował jak pokazał na zumi który wjazd. Dojechałem tam 15:58 i czekam :P On też czekał przy Delikatesach Centrum obok skrętu na Bratkowice za Rzeszą... Jakieś tam smsy poszły, Kundello napisał, że jedzie na Bratkowice i akurat ja wtedy ruszyłem go gonić, dzwoniłem do niego ale nie odbierał to nie było mu jak przekazać STÓJ !! :P A skrótami nie chciałem jechać, bo trasy za specjalnie nie oglądałem i nie wiedziałem dokładnie jak jechać ^^. Spotkaliśmy się dopiero gdzieś za Bratkowicami chyba i później już razem. Podjazdy były ^^ Jeszcze później głodny zacząłem być. Przy Racławówce dopadłem sklep jakiś i kupiłem czekoladkę i kubusia. Na Dąbrowskiego rozstaliśmy się z Pawłem, ja natomiast zacząłem odczuwać ból gdzieś za Warszawską w okolicach między "interesem" a bruchem/żołądkiem ale jechałem dalej, przy Zaczerniu momentami tak bolało, że uważałem, żeby przypadkiem nie glebnąć i napisałem do szwagra, żeby po mnie wyjechał. Odpisał dopiero przy Rogoźnicy, a ja go zrozumiałem, żebym sobie odpoczął i w końcu dojadę do domu a On wyjechał. Napisałem mu ciut niemiłe rzeczy i wyłączyłem telefon jak wysłało, szukałem pozycji na rowerze, dzięki której ograniczę ból. Znalazłem - leżeć na kierownicy i wolno pedałować, 25km/h, dojechałem do Ronda w Głogowie, na chodnik i się wlecze, patrze a tu szwagier jedzie, jeszcze tylko chodnik, władować rower na pakę i jak się jebnąłem na pace tak tyle ^^... W domu miejscami masakra, leżałem chwilę na łóżku i mamuśka robiła mi jedzenie, zeszedłem na dół na wpół zgięty i jakoś zjadłem, później chwila kompa i oglądnąłem 2 odc. Dr. House bo zegarek sobie przestawiłem i o 2 gdzieś dopiero usnę, wcześniej to ciężko by było... Dzisiaj, nie boli, ale coś tam odczuwam w tamtych okolicach.
Vmax na jakiejś góreczce, dość kiepski asfalt no i brak znajomości zjazdu, wiatrem już konkretnie wiało przy tej prędkości.
Przeważnie asflalt, teren lubię ale w miarę suchy, za to błoto uwielbiam tylko jak jestem uwalony na całego, nienawidzę jak mam przejechać po błocie tylko kilkadziesiąt metrów=stracony czas na mycie roweru.