Trasa, Dom>Głogów Młp.>Borsuk>Niwa>Wola Cicha>Lipie>Rogoźnica>główną do domu. Po 10km umyśliłem sobie, aby wszystkie następne podjazdy pokonywać >30km/h, akurat przed tymi najdłuższymi, raz niestety mi spadło z 30.0km/h na 29.5km/h ^^.
Do kumpla po dysk i kartę sieciową i nawet ochota była to pojechałem na Wolę Cichą, Lipie(śnieg) Rogoźnica i główną do domu(obok Glimaru dopiero śnieg przestał padać), obok domu kusiło odbić i jeszcze gdzieś pojechać ale bałem się o dysk-zewnętrznya ale nie jest mój, żeby go nie podmoczyło.
Do kolegi naprawić kompa i później wracać z prędkością 11km/h żeby się nie ochlapać-plecak w którym chodzę do szkoły i laptop w nim no i ciuchów szkoda, bo nie na jazdę.
Wardrivingiem tej wyprawy nawet nazwać nie można :D No ale miałem zachciała to pojechałem ;p pierwsze dwie sieci poszły łatwo, podłączyć się na innym MAC adressie, przeskanować podsieć, spisać adresy+MAC, zmienić MAC i adres IP i już Internet jest :D Przy trzecim nadajniku nawet nie musiałem nic skanować, zmieniłem mac na inny niż domyślny i dostałem adres i Internet :D to chwilę siedziałem na przystanku i gadałem z kumplem, który siedział w domu. Szkoda jedynie, że akurat chipset mojej karty bezprzewodowej w laptopie nie jest wspierany przez sterowniki ;p (rzadki model) i nie mam monitor mode, promisc mode i wstrzykiwania pakietów, a bez tego można zapomnieć o zabawie...
Przed 14 kumpel pisze na gg czy bym nie pojechał gdzie :] odp. pewnie tak. Umówione o 16 start, żeby każdy zjadł itp. Przyjechałem do niego tak jakoś na 15:50 to mówi, jeszcze 10min mam... to ja pojechałem tak coś się przejechać(4km) i wróciłem do niego, trasę On planował, ja jedynie nie spodziewałem się na 100km i nie zjadłem do "syta". Problem miałem w ropczycach bo sił już pedałować prawie nie miałem, czujka od licznika się przekręciła i miałem problem ją ustawić a gdyby nie to miałbym większy rekord prędkości jak te 50km/h. Lampkę rozwaliłem, podczas <wc> upuściłem ją przypadkiem, niby na trawę spadła, ale rączka się rozwaliła i tego raczej już nie skleję. Plecak zdarłem gdzieś po 25km trasy i przywiązałem do kierownicy(KUBUŚ :D), mundurek szkolny miałem jako bluzę i kiepściutko przepuszczał powietrze, toteż spocony byłem okrutnie, no ale to wyrzuciłem także i przywiązałem do ramy. Została tylko koszulka, szal i kurteczka i dało radę w domu nawet suchy byłem. Opis kiepściutki i poplątany no ale. REKORD jest-dobry czas, a nogi to ledwo mi się pupy trzymały wczoraj. Mapka, tylko Amarok się ze swoim info akurat wtedy wepchał, a ja taki byłem zmęczony, iż nie sprawdziłem nawet jak screen wyszedł.
Gram sobie kulturalnie z kumplami na LAN w TrackManie, telefon od kolegi i pytanie standard "nudzi Ci się?" wiedziełem o co biega, więc odpowiedziałem nie z racji godziny. Kolega opowiedział sytuację, więc pomyślałem, a co mi tam. Pobiegł na "przechadzkę" a tu GPS coś niedziała w telefonie i dystansu nie liczy, zadzwonił po mnie abym go gonił na rowerze i liczył dystans jaki przebiegł. Do czasu jego gonitwy średnia ok. 28km/h byłoby dużo lepiej bez mgły i na mocnych bateriach w lamce bo mi podupadały po 5km trasy... bałem się jechać szybciej bo jak bym w coś trafił to... Dogoniłem go po jakiś 12-13km i później już jechałem równo z nim(ja jechałem, on biegł). Ostatecznie kolega byle 20km przebiec non stop, średnia Jego ok. 11km/h.
Przeważnie asflalt, teren lubię ale w miarę suchy, za to błoto uwielbiam tylko jak jestem uwalony na całego, nienawidzę jak mam przejechać po błocie tylko kilkadziesiąt metrów=stracony czas na mycie roweru.